Rok 2021 minął hodowcom świń pod znakiem strat, jakie były związane z niewyobrażalnym wzrostem kosztów produkcji, połączonym ze stagnacją cen w skupach, które na dzień dzisiejszy generują straty. Wysokość tych strat zależy od sposobu żywienia, użytych komponentów oraz tego, czy materiały paszowe były w większości dostępne z areału gospodarstw, gdzie hodujemy świnie czy też głównie z zakupu. Oczywiście, w korzystniejszej sytuacji są hodowcy, którzy wielkość produkcji zwierzęcej mają dopasowaną do wielkości produkcji roślinnej, tak, aby bazować głównie na tych składnikach, które sami wyprodukują we własnym gospodarstwie.
Miniony rok i obecnie rozpoczęty cechuje się niespotykanym dotąd kryzysem na rynku trzody chlewnej. Taki stan sektora nie jest też obojętny dla polskiej hodowli, prowadzonej przez Polski Związek Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej „POLSUS”. Jesteśmy Związkiem, którego zadaniem jest dbałość o zachowanie krajowych zasobów genetycznych ras świń, które są charakterystyczne dla naszego kraju i stanowią nasz dorobek zootechniczny, szczególnie w przypadku ras białych, tj. wbp i pbz. Dodatkowo, nasza praca, mająca na celu poprawy walorów użytkowych świń, jest wtedy sensowna, kiedy jej wyniki w postaci wygenerowanego postępu hodowlanego są wykorzystywane przez nabywców materiału zarodowego. Niestety, w zeszłym i w tym roku staje się to coraz większym problemem. Przyczyną jest oczywiście kryzys, jaki nastąpił w całym sektorze po praktycznie uniezależnieniu się Chin od dostaw wieprzowiny z zewnątrz. Owszem, import tego kraju nadal istnieje, jednakże z miesiąca na miesiąc jest on coraz mniej intensywny, a zapowiadane zwiększanie produkcji ma wpłynąć nie tylko na usamodzielnienie się Pekinu w kwestii produkcji wieprzowiny, ale wprowadzić ten kraj na drogę eksportu do innych krajów. Jednakże to nie jedyny czynnik, który powoduje obecny kryzys. Drugim bardzo ważnym czynnikiem jest afrykański pomór świń, który od ośmiu lat zaburza możliwości eksportowe nie tylko Polski, ale i innych krajów Unii Europejskiej, gdzie ta choroba wystąpiła. Należy nadmienić, że nie produkujemy wystraczającej liczby świń, by wykarmić własną produkcją populacji zamieszkującą Polskę. Dlatego bardzo powszechny jest też import zarówno zwierząt przeznaczonych do uboju, jak i półtusz, czy też poszczególnych elementów tuszy przez zakłady przetwórcze, które w ten sposób wypełniają lukę braku żywca na rynku. Wszystkie te elementy wpływają negatywnie nie tylko na sam proces hodowli, ale na całą produkcję krajowej wieprzowiny.
Co zatem nas czeka?
ASF nie jest jednostką chorobową, która pojawiła się w Polsce, czy w Europie nagle w XXI wieku. Wirus tej choroby był znany już wcześniej w Hiszpanii, która borykała się z tym problemem przez ponad 30 lat. Dopiero pod koniec XX wieku udało się im zahamować rozwój choroby w kraju i stworzyć silny przemysł produkcji wieprzowiny, który nastawiony jest w dużej mierze na eksport. Czy więc powinniśmy postępować podobnie, jak to uczynili Hiszpanie w walce z ASF? Kategorycznie jestem temu przeciwny! Wystarczy przyjrzeć się tamtemu sektorowi trzody, jego organizacji i działalności. Po pierwsze, 90% produkcji świń na półwyspie Iberyjskim oparte jest na chlewniach i zakładach przemysłowych, które nie są w rękach rolników. Często są to duże międzynarodowe korporacje, które weszły w ten sektor z ogromnym kapitałem, budując na terenach niezamieszkałych przez ludzi gigantyczne chlewnie, tworząc do tego sieć zależności, które można w skrócie opisać, jako tucz, czy chów kontraktowy, nakładczy. W 90% rolnik hiszpański zajmujący się produkcją trzody chlewnej jest tylko i wyłącznie właścicielem budynków, do których wprowadzane są świnie i które są odbierane zgodnie z podpisaną wcześniej umową, za z góry określone wynagrodzenie. Jedynie 10% produkcji wieprzowiny w Hiszpanii, to produkcja niezależna i to głównie bazująca na rasie zachowawczej, pierwotnej, jaką jest Iberico. Świnie tej rasy są chowane w sposób jak najbardziej zbliżony do produkcji pierwotnej, opartej często na wolnym wypasie i wykorzystywane do produkcji wysokogatunkowych wędlin, które znajdują odbiorców na całym świecie…
Jednakże, poza tą rasą, w Hiszpanii nie ma praktycznie niezależnej hodowli. Są tylko ogromne korporacje, które kierują produkcją świń.
Jak to obecnie wygląda w Polsce?
Najpierw podam parę danych, które są istotne do tego, byśmy mogli rozmawiać o obecnym stanie hodowli w Polsce i jej przyszłości. Rok do roku, stan loch znajdujących się pod oceną spadł o 16%. W styczniu 2021 roku mieliśmy pod oceną 6442 lochy, obecnie jest ich już tylko 5407. Największe spadki liczbowe zanotowaliśmy w rasach białych, czyli wielkiej białej polskiej (spadek o 432 szt, tj. 28,2%) i polskiej białej zwisłouchej (spadek o 606 szt, tj. 25,1%). Dla mnie osobiście są to najbardziej bolesne spadki, ponieważ te dwie rasy wbp i pbz służą do produkcji loszek mieszańcowych F1 matek, które są najbardziej wydajne przy tworzeniu tuczników. Lochy F1 mają za zadanie produkować jak najwięcej tuczników o jak najlepszych parametrach – co dzieje się przy dobraniu do nich nasienia knura o żądanym genotypie. Jeżeli ubywa w Polsce loch, które mają za zadanie tworzyć przyszłe matki, to na czym stoi Polska produkcja? W latach 90. ubiegłego wieku, po odzyskaniu pełnej niezależności i wkroczeniu na drogę gospodarki rynkowej, na krajowy rynek materiału hodowlanego, weszły firmy komercyjne zajmujące się zawodowo sprzedażą własnego materiału hodowlanego. Ich rozkwit w naszym kraju nastąpił już w XXI wieku, wraz ze wstąpieniem Polski do UE i uruchomieniem wielu programów modernizacji gospodarstw. Rolnicy, którzy decydowali się na budowę chlewni, często byli odwiedzani przez przedstawicieli firm komercyjnych i zachęcani do zakupu ich materiału hodowlanego. Często pokazywano porównania produkcji na bazie genetyki polskiej i ich produktu. Nie można posądzać ich o kłamstwo na tej płaszczyźnie, ponieważ faktycznie, czyste rasy pbz czy wbp, a do tego w budynkach znacznie odbiegających od standardów nowszych budynków inwentarskich, wypadały po prostu gorzej. Można za to zarzucać tym firmom coś innego – porównywali oni czyste rasy polskie do świń hybrydowych, czyli do F1, które proponowali pod własna nazwą handlową, a do tego wyniki, którymi operowano nie pochodziło z warunków porównywalnych, a diametralnie różnych. Dopiero na przestrzeni ostatnich 10 lat możemy mówić o tym, iż większość chlewni w Polsce ma zbliżone warunki utrzymania i dopiero teraz możemy mówić o porównaniu wyników produkcyjnych polskiej F1 z hybrydowymi loszkami komercyjnymi.
Niestety, zakodowany przekaz jest trudny do obalenia, przez co do dziś wielu rolników rezygnuje z polskiej genetyki na rzecz komercyjnej. To jest problem, który najbardziej dotyka krajową hodowlę – mamy, co raz mniej odbiorców rodzimej hodowli, przez co - nie boję się powiedzieć, iż zarówno rasa wbp, jak i pbz jest zagrożona tym, że zniknie.
Jedyną rasą, która w ostatnim roku zanotowała wzrost liczby loch pod oceną „POLSUS” jest rasa puławska, której liczba wzrosłą o 159 szt. (8%) i wynosi obecnie 2138 loch. Efekt ten związany jest niewątpliwie z dopłatą do stada podstawowego w ramach ochrony zasobów genetycznych, który rekompensuje ich mniejszą produkcyjność.
Czy zatem czeka nas scenariusz hiszpański, gdzie hodowla krajowa będzie opierać się tylko i wyłącznie na rasach zachowawczych?
Już teraz w Polsce coraz większą dominację mają koncerny zawierające z rolnikami kontrakty zarówno na tucz, jak i na produkcję prosiąt. Czy właśnie tego chcemy, by rolnictwo, hodowla świń w Polsce, a w niedalekiej przyszłości też w większości Europy stały się tylko i wyłącznie domeną koncernów spożywczych?
Problemy, które napotykamy zmuszają nas hodowców coraz częściej do refleksji nad sensem dalszej hodowli i produkcji świń. Jednocześnie stawiają przed „POLSUS” nowe wyzwania - jak dostosować się do zmieniających się warunków, realizując przy tym zadania, powierzone przez MRIRW Związkowi „POLSUS”, czyli prowadzenie ksiąg hodowlanych, ocenę wartości użytkowej świń w Polsce. Czy możemy liczyć w tym temacie na pomoc ze strony Ministerstwa i przychylność polityków zarówno polskich, jak i europejskich, którzy podobnie jak my dostrzegają niebezpieczeństwo komercjalizacji produkcji wieprzowiny w Europie? Pytania postawione tutaj oczekują jasnych odpowiedzi.
Bartosz Czarniak, rzecznik „POLSUS”