Gerbery – kolorowy zawrót głowy

Gerbery to jedne z najbardziej popularnych i kolorowych kwiatów. Znane od lat, cenione i podziwiane coraz to nowe odmiany, cieszą oczy i dekorują nasze domy. I wydaje się, że dziś zaczynają przeżywać swoją drugą młodość. Wszak nie na darmo nasze babcie mawiały, że gerberowy bukiet to oznaka najwyższego szacunku dla obdarowanej osoby.

Naturalne odmiany gerber pochodzą z Afryki oraz tropikalnych rejonów Azji i Tasmanii. Należą do rodziny astrowatych i liczą około 40 – 50 gatunków. Ich nazwa pochodzi od nazwiska niemieckiego botanika Traugotta Gerbera, który w czasie jednej ze swoich podróży natknął się na ten zjawiskowy kwiat.

 

W Polsce gerbery są bardzo popularne. Te bardziej wymagające uprawia się w szklarniach, w których mają zapewnione wszystko to, co potrzebne im do bycia pięknymi. Państwo Elżbieta i Konrad Otomańscy prowadzą gospodarstwo rolno-ogrodnicze w Ksawerowie (gmina Pabianice), z gerberami są związani od ponad 20 lat. Połączyła ich wspólna pasja do tych wyjątkowych roślin.

Jak zaczęła się państwa przygoda z gerberami? Skąd pomysł na ich uprawę?

Konrad Otomański: Pochodzę z Aleksandrowa Łódzkiego, moi rodzice zajmowali się hodowlą drobiu. Z żoną poznaliśmy się w szkole średniej. W czasach naszej młodości był taki okres, że wszyscy uprawiali, jak nie asparagus to goździk, a później pojawiła się gerbera. Postanowiliśmy spróbować i tak gerbera jest z nami od lat.

Macie państwo nowoczesną szklarnię… W jaki sposób jest w niej zorganizowana praca?

Konrad Otomański: Postanowiliśmy skorzystać z dotacji unijnych.  Nasza szklarnia ma 3500 m² i jest w pełni zautomatyzowana. Komputer steruje podlewaniem, temperaturą oraz oknami.

Elżbieta Otomańska: (śmiech) Ale i komputera trzeba pilnować. Natomiast same kwiaty zrywa i pakuje się ręcznie.

Ale zanim taki kwiat trafia do naszego domu, musi przebyć długą drogę. Skąd pochodzą sadzonki?

Konrad Otomański: Potentatem w produkcji gerber są Holendrzy. Nasze sadzonki pochodzą zarówno od holenderskich, jak i polskich producentów, którzy produkują swoje sadzonki na licencjach holenderskich. Sadzonki, które otrzymujemy mają po kilka liści. Proces wyboru rośliny do uprawy w naszej szklarni  rozpoczyna się dość wcześnie i jest długotrwały. W pierwszej kolejności jedziemy do naszych zaprzyjaźnionych gospodarstw w Holandii obejrzeć jak dane odmiany rosną. Oceniamy wtedy ich jakość, wysokość, plenność oraz wrażliwość na szkodniki. W następnym kroku, posiłkując się katalogami, wybieramy już konkretne i istotne dla nas odmiany. Z doświadczenia wiem, że jeśli jakiś element kwiatu jest innego koloru, świadczy to prawdopodobnie o zaburzeniach genetycznych, które powstają w trakcie procesu in vitro, w takiej sytuacji rezygnuję z zakupu, ponieważ zależy mi na czystym kolorze. Nie uprawiamy gerber z nasion, ponieważ roślina nie powtarza cech, tzn. wysiewając gerbery z nasion jednego koloru, możemy mieć różnokolorową łąkę. Natomiast proces in vitro umożliwia nam zamówienie kilkudziesięciu tysięcy sadzonek w jednym kolorze. Mamy wtedy pewność koloru i jakości.

Elżbieta Otomańska: Sadzonki sadzimy we włóknie kokosowym. Od momentu zasadzenia do zbioru mija około 2 miesięcy. Według holenderskich zaleceń same rośliny są plenne około dwa lata. Z metra kwadratowego można uzyskać wtedy od 450 do 600 kwiatów. Jednak do tej statystyki pod uwagę są brane wszystkie kwiaty, nawet te małe i obumarłe, i to pod warunkiem, że kwiaty są doświetlane całorocznie.

Doświetlacie państwo swoje kwiaty?

Konrad Otomański: Niestety nie, koszty takiej operacji są zbyt duże. Teraz ze względu na słoneczną pogodę mamy jeszcze dużo kwiatów, ale w grudniu, styczniu, kiedy prawdopodobnie spadnie śnieg, będzie ich coraz mniej. Niestety również ceny opału, które w ciągu dwóch lat wzrosły z 300-400 zł za tonę do 550 zł powodują, że sytuacja staje się trudna. Holendrzy swoje szklarnie ogrzewają agregatami prądotwórczymi na gaz ziemny, który jest dotowany przez państwo. W dzień, kiedy trzeba to doświetlają rośliny, a jak nie doświetlają to podgrzewają wodę, którą mogą potem sprzedać.  Prąd, który wyprodukują, najpierw sami wykorzystują, a potem sprzedają to, co zostanie. Niestety u nas jest odwrotnie. Nie jest to opłacalne.  Wiele gospodarstw w Holandii, w czasie cyklu zimowego, utrzymuje się z produkcji i sprzedaży prądu. Warto również zaznaczyć, że latem holenderska gerbera kosztowała 20 gr, nasza polska 60 gr. Holendrzy nie mają gdzie utylizować kwiatów, dlatego wysyłają każdą ilość i jakość dosłownie wszędzie, stąd cena po kosztach, a nawet dopłacanie do towaru. Poza tym mają możliwość przekazania kwiatów na giełdę i to giełda nimi handluje, oni mają gwarantowaną cenę minimalną.  Natomiast nasza polityka rolna jest dziwna, wszystko jest drogie, a pomoc państwa znikoma.

No właśnie, a jak to wygląda w Polsce? Jak długo trwa droga kwiatów ze szklarni do klienta?

Konrad Otomański: Teoretycznie powinna być krótka, ale różnie to bywa. Sam jeżdżę na giełdę i sprzedaję. Współpracuję również z hurtowniami w całej Polsce. Do niektórych z nich muszę sam zawieźć towar. Niektórzy przyjeżdżają do nas na giełdę. Muszę przyznać, że w Polsce trudno jest sprzedać kwiaty, jeśli nie ma się stałych i sprawdzonych odbiorców. I tak jak wspomniałem wcześniej, pomoc państwa, dla nas producentów, jest znikoma.

Jakie są najpopularniejsze odmiany gerber?

Elżbieta Otomańska: W kwestii popularności raczej operuje się kolorami, ale świadomość klientów na temat odmian z roku na rok jest coraz większa. Najlepiej sprzedaje się jasny róż, natomiast w tym roku modne były też odcienie fioletu, szczególnie tego ciemniejszego. Od lat popularne są białe i kremowe gerbery. Kiedyś uprawialiśmy około 80 odmian gerber, a teraz około 40. Współpraca z hurtowaniami zmusiła nas do tego, by mieć mniej odmian, ale więcej danego koloru.

Konrad Otomański:  Musimy się jednak starać, aby były różne kolory i by zadowolić klienta jakością oraz różnorodnością naszych kwiatów. Kilka lat temu, chcąc urozmaicić naszą uprawę, dałem namówić się producentowi na specyficzny czerwony kolor kwiatostanu. Niestety po dwóch miesiącach kwitnienia, musieliśmy wyrzucić wszystkie rośliny, bo nie mogliśmy się z nimi uporać. Były bardzo plenne, kolor podchodzący pod bordo wydawał się bardzo ładny i oryginalny, ale tylko przy świetle dziennym. Na giełdzie, gdzie są świetlówki oraz przy sztucznym świetle, końcówki płatków wydawały się czarne, a kwiaty wyglądały po prostu jakby były stare.  I takie historie się zdarzają.

Kiedy dostajemy bukiet kwiatów jest on piękny dwa-trzy dni, a potem zaczyna marnieć. Jak żywotne są gerbery? I co zrobić, żeby były piękne jak najdłużej?

Konrad Otomański: Kwiaty po wycięciu powinny być żywotne około 3 tygodni. Oczywiście muszą mieć w miarę chłodno. Co 2-3 dni zmieniajmy wodę w wazonie i zalewajmy nią tylko końcówki łodyg, a także systematycznie przycinajmy i myjmy wazon, np. przy okazji wymiany wody. By kwiaty zachowały dłużej swoje piękno, można dodać do wazonu dosłownie kropę chloru, aby spowolnić procesy gnilne i rozwój bakterii.

Czy gerbery można uprawiać w domu?

Elżbieta Otomańska: Są odmiany miniaturowe, coraz częściej spotykane w sklepach. Powinno się je podlewać od dołu, od korzeni, ponieważ przy łodydze mogą przegnić i wtedy kwiat marnieje. Przekwitnięte kwiaty oczywiście usuwamy.

Tyle kwiatów, prawdziwa łąka w państwa szklarni, dobijają się do niej pszczoły?

Konrad Otomański: (śmiech) Nie, pszczół tu nie ma, jakoś się nie skusiły. Gerbery nie pachną. Raczej spotykamy się z innymi „wielbicielami”. Na szczęście mamy biologiczną ochronę, pożyteczne owady, które niszczą szkodniki. Nie używamy też chemii na przędziorka, bo zabilibyśmy pożyteczne owady.

A jakie kwiaty kupuje pan swojej żonie?

Konrad Otomański: (śmiech) Żona kocha gerbery ale uwielbia też frezje, ponieważ przypominają jej lata szkolne, właśnie wtedy, kiedy się poznawaliśmy.

Dziękuję za rozmowę.

 

Sylwia Skulimowska 

GOSPODARSTWO ROLNO-OGRODNICZE

ul. Zachodnia 4, 95-054 Ksawerów

Tel. 42 213 84 78